Na spotkanie z historią …

W dniach 14 – 16 maja 2014 r. osiemnaścioro uczniów klas 4 – 6 pod opieką nauczycieli udało się na wycieczkę szkolną w Jurę Krakowsko – Częstochowską. Przygotowania do wycieczki trwały praktycznie od września – gromadzenie środków finansowych, załatwianie wszelkich formalności organizacyjnych (noclegi, plan zwiedzania, transport, rezerwacja biletów wstępów, przewodników) i niepokój czy uda się zebrać grupę. Im bliżej wyjazdu, tym uczestnicy bardziej podekscytowani.

I wreszcie nadszedł ten upragniony dzień. O godz. 5.30 z uśmiechem na ustach, żegnani przez naszych rodziców, ruszyliśmy na spotkanie z historią … I choć droga w „autobusie zapłakanym deszczem” nie nastrajała optymistycznie, my się nie poddawaliśmy i dobry humor nas nie opuszczał.

Wreszcie dojechaliśmy do Ogrodzieńca. Zaopatrzeni w kurtki, pelerynki, płaszcze przeciwdeszczowe rozpoczęliśmy nasz turystyczny, wycieczkowy szlak. Tu pod „wodzą” przewodnika zwiedziliśmy ruiny zamku, jednego z wielu na Szlaku Orlich Gniazd. Poznaliśmy jego barwną historię, a oczami wyobraźni „ujrzeliśmy” czasy świetności, uczty, turnieje rycerskie, wyprawy wojenne …. z niemałym przerażeniem oglądaliśmy średniowieczne narzędzia tortur. Brr, strach pomyśleć, jak okrutni byli wtedy ludzie, a jacy pomysłowi… Poznaliśmy tu też nieco wiadomości z zakresu geologii, geografii…

Tuż na podzamczu ogrodzienieckiego zamku przygotowano Jurę w miniaturce. Tu podziwialiśmy  rozciągający się od Krakowa, aż po Częstochowę Szlak Orlich Gniazd w skali 1:25. Zrekonstruowanoaż 17 zamków, a wśród nich znalazła się też makieta klasztoru naJasnej Górze.Obiekty, które są prezentowane w Parku Miniatur zostały umieszczone w otwartej przestrzeni, odtworzono tu także interesujące ukształtowanie Jury. Malownicze doliny i kaniony o spadzistych stokach oraz urwiste skalne ściany, na których usadowione są zamki. Wiele emocji budziły tu repliki machin oblężniczych z okresu średniowiecza m. in. katapulta, balista – rodzaj kuszy na kołach, a także trebusz – efektowna machina miotająca pociski, przypominająca mechaniczną procę. Prezentowane machiny zostały wykonane w skali 1:1, dzięki czemu przybliżały sposoby prowadzenia walk zbrojnych z XIV, XV i XVI w. Szkoda, że po wielu z prezentowanych tam zamków, pozostały dziś tylko ruiny …

Pewnie niewielu wie, że na terenie Polski jest pustynia. No cóż, daleko jej do Sahary, ale my zobaczyliśmy Pustynię Błędowską, która zajmuje obszar ok. 33 km2. Wokół piach, piach i tylko gdzieniegdzie wierzby ostrolistne, skarłowaciałe sosny, kępki traw. Brnąc w mokrym piasku (co wcale nie było łatwe) próbowaliśmy sobie wyobrazić wędrówkę Stasia i Nel w wielkim skwarze po afrykańskiej pustyni, nie mówiąc już o burzy piaskowej…

Po „pustynnej przygodzie” pojechaliśmy do Ujazdu, gdzie agroturystyczny pensjonat „Pod Baranami” na trzy wycieczkowe dni stał się naszym domem. Mimo trudów podróży we wszystkich wstąpił tu nowy duch – super warunki mieszkaniowe, pyszne jedzonko, ciepła atmosfera. A że następnego dnia czekało nas zwiedzanie Krakowa, już o 22.30 wszyscy zasnęli kamiennym snem …

Ranek przywitał nas deszczem, ale dla nas to nie nowina… Nie poddawaliśmy i już o 9.00 spotkaliśmy się na parkingu z przewodnikiem. Razem z nim poznawaliśmy najpiękniejsze z polskich miast, jedno z najstarszych. Tu znajduje się najstarszy zachowany kościół w Polsce, najstarszy uniwersytet, największy rynek Europy, najpiękniejszy ołtarz, naj … Zresztą tu wszystko jest NAJ … Nie da się więc tego miasta poznać w jeden dzień. My rozpoczęliśmy oczywiście od Wawelu. W progach zamczyska powitał nas Tadeusz Kościuszko… Potem wdrapaliśmy się na wieżę Kaplicy Zygmuntowskiej, by zobaczyć niezwykły Dzwon Zygmunta, którego głos rozlega się tylko z okazji ważnych wydarzeń kościelnych lub państwowych. My usłyszeliśmy jego bicie odtwarzane z głośników. Legenda mówi, że jak „Zygmunt” zacznie bić w Boże Narodzenie, to słychać go aż do Wielkiej Nocy… Tu też każdy chciał dotknąć serca dzwonu, wierząc, że jego marzenia się spełnią. Wawelska Kaplica Zygmuntowska jest również miejscem pochówku dawnych władców Polski. Z uwagą oglądaliśmy ich piękne grobowce, zgłębiając jednocześnie tajniki historyczne i architektoniczne. W podziemiach złożono doczesne szczątki nie tylko władców, ale i zasłużonych Polaków, w tym Józefa Piłsudskiego i pary prezydenckiej Marii i Lecha Kaczyńskich.

Potem rozpoczęliśmy zwiedzanie komnat wawelskich. Najpierw musieliśmy zdeponować nasze plecaki w przechowalni, przejść przez specjalną bramkę sprawdzającą czy nie ukrywamy jakiś ostrych, niebezpiecznych przedmiotów, zagrażających wawelskim zbiorom i już… jak w dawnym orszaku królewskim poprzez zamkowe krużganki weszliśmy „na pokoje”… A tam, piękne malowidła ścienne, obrazy, meble, niezwykłe stropy (w każdej komnacie inne), no i duma Wawelu, słynne arrasy. Słuchaliśmy opowieści o kolejnych władcach, rozbudowie zamku i tragicznych wojennych losach. Wszystko tu niezwykłe i godne uwagi …

Po wyjściu z zamkowego dziedzińca poszliśmy do Smoczej Jamy. No, bo jakże to, być w Krakowie i nie spotkać się ze smokiem? Pieczara pusta, ale u jej wyjścia „straszy” potężne smoczysko, ale tylko na pomniku. My mieliśmy pecha, bo biedaczysko przeziębił się od tego deszczu i nawet nie zionął ogniem …

Potem Drogą Królewską udaliśmy się na opustoszały, skąpany w deszczu Rynek Krakowski i weszliśmy do Kościoła Mariackiego, by podziwiać jedyny w swoim rodzaju ołtarz dłuta Wita Stwosza. Dzieło robi wrażenie, aż dziwne, że przetrwało tyle wieków. Nie sposób być w tym miejscu i nie usłyszeć hejnału z wieży. Zdawać by się mogło, że hejnalista grał tylko dla nas i na koniec z wysokości pomachał do nas ręką…

Zajrzeliśmy też pod Sukiennice, bo tam przeniósł się cały krakowski handel i tylko Adam Mickiewicz stał na pomniku jakiś samotny, smutny, przemoczony… Nawet gołębie pochowały się gdzieś pod daszki … Wędrówka wśród krakowskich kamieniczek, kościołów na każdym kroku budziła zachwyt, bo jak pisał krakus, poeta – satyryk Jan Sztaudynger:

„Szczyt krakowskiego zbytku:

Stanąć tyłem do zabytku.”

Po prostu się nie da !

Czwartkowe późne popołudnie spędziliśmy w Kopalni Soli w Wieliczce. Po 380 drewnianych schodach, mijając 54 poziomy zeszliśmy do niezwykłego podziemnego muzeum.To zabytek klasy światowej, wpisany jako jeden z pierwszych dwunastu obiektów na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Tu dopiero oglądaliśmy cuda. Aż trudno było uwierzyć, że te szare ściany, posadzki, rzeźby to ta sama sól, którą kupujemy w sklepie. Poznaliśmy legendę o św. Kindze, która podobno sprowadziła sól do Polski. Oglądaliśmy sprzęt służący górnikom, dowiedzieliśmy się, jak wyglądała ich praca, jakie były zagrożenia… Naszą wyobraźnię pobudzały świetnie przygotowane prezentacje multimedialne i widowisko: światło i dźwięk z muzyką Fryderyka Chopina. A Kaplica św. Kingi nie ma sobie równych w całym świecie…

Po dniu pełnym wrażeń kolacja smakowała znakomicie.

Piątkowy ranek, oczywiście, przywitał nas deszczem. Udało się jednak zrealizować plan. Najpierw zwiedziliśmy Grotę Łokietka. Tu król schronił się po ucieczce z Krakowa przed wojskami czeskiego króla Wacława II. Życie uratował mu pająk, który zasłonił otwór jaskini pajęczyną, wprowadzając w błąd pościg. Pamiątką po tym wydarzeniu są nazwy jaskini oraz poszczególnych jej komór, a także brama w kształcie pajęczej sieci, zamykająca wejście.

Potem zwiedziliśmy zamek w Pieskowej Skale, obejrzeliśmy słynną Maczugę Herkulesa i ruiny zamku w Ojcowie …

Przemoczeni, ale zadowoleni, zmieniliśmy w autokarze ubranie i udaliśmy się na obiad, by wzmocnić siły przed czekającą nas długą drogą do domu … Ta minęła szczęśliwie, wesoło, oczywiście w „autobusie zapłakanym deszczem”, więc z radością (bo w Smolicach nie padało) rzuciliśmy się w objęciach czekających przed szkołą rodziców…

Mimo kapryśnej aury udało się zrealizować plan wycieczki. Dzieci wzbogaciły wiedzę z zakresu historii, geografii, języka polskiego i wiedzy o sztuce, uczyły się samodzielności, odpowiedzialności za siebie i innych. Na pewno wycieczka ta na długo pozostanie w ich pamięci, bo jak same powiedziały, wszystko było SUPER, oprócz …. pogody.

Dla opiekunów było to trudne wyzwanie i doświadczenie, wzmożona uwaga i zwiększona troska o bezpieczeństwo dzieci. Niestety, pogody nie da się zaplanować.

Wycieczkę należy jednak zaliczyć do bardzo udanych.